ADORACJA W PARAFII
Biskupi Polscy w liście pasterskim z okazji 150 rocnicy urodzin świętego arcybiskupa Józefa Bilczewskiego (1860-1923) wspomnieli o jego inicjatywie praktyki wspólnych adoracji Najświetszego Sakramentu w pierwsze niedziele miesiąca. Ogłoszony błogosławionym przez pp. Jana Pawła II został kanonizowany opatrznościowo przez pp. Benedykta XVI w Rzymie w 2005 roku na zakończenie Roku Eucharystii. Ta praktyka archidziecezji lwowskiej stanowi cenne dziedzictwo podejmowane przez wiele parafii nie tylko w Polsce. W Ośnie Lubuskim jest to praktyka "niepamiętna", która na stałe wrosła w rytm życia duchowego wiernych. Nie jest ona jedyną formą adoracji, ale niewątpliwie najpowszechniej przeżywaną.
O ADORACJI
Chwile miłości Agnieszka Bugała (fragment artykułu z Niedzieli: http://www.niedziela.pl/artykul/100613/nd/Chwile-milosci)
Dla kogoś, kto nie wierzy w Boga, adorowanie Jezusa w Najświętszym Sakramencie może wydawać się bez sensu. Cisza, bezruch, nic się nie dzieje. Ludzie z pochylonymi głowami, schowani, smutni, skuleni w sobie. Tkwią przed pozłoconą monstrancją z kawałkiem białego chleba w środku. O co tu chodzi?
Adoracja nie jest wymysłem proboszcza
Adoracja Chrystusa eucharystycznego praktykowana jest w Kościele już od wielu wieków. Jej korzenie sięgają wczesnochrześcijańskiej praktyki przechowywania Ciała Chrystusa z myślą o chorych. Kolejnym etapem było przedłużone wznoszenie hostii podczas sprawowania Mszy św., skąd już niedaleka droga do pojawienia się monstrancji. Do szczególnego rozwoju kultu eucharystycznego przyczynił się Sobór Trydencki, który w dokumencie z 1551 r. zalecił adorację publiczną, z wyjściem poza mury kościoła.
Ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie
Ojciec Święty Jan Paweł II mówił, że całe zło na świecie mogłoby zostać przezwyciężone poprzez ogromną moc nieustającej adoracji eucharystycznej. Jedną z jego pierwszych inicjatyw po zamachu w 1981 r. było ustanowienie codziennej adoracji w Bazylice św. Piotra. Ojciec Raniero Cantalamessa, kaznodzieja domu papieskiego, pisząc o kontemplacji eucharystycznej przywołuje wielu mistrzów duchowych i ich próby zdefiniowania, czym kontemplacja Eucharystii jest. I tak Hugo od św. Wiktora mówi, że to „Spojrzenie wolne, przenikające i nieruchome”. Św. Bonawentura nazywa kontemplację „uczuciowym spojrzeniem na Boga”. Św. Jan Maria Vianney opowiada o kontemplacji wieśniaka z Ars, który całe godziny spędzał nieruchomy w kościele ze wzrokiem utkwionym w tabernakulum, a pytany przez Świętego Proboszcza, co robi przez cały dzień, odpowiedział: „Nic, ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”.
Stracone chwile
O 15.00 w kościele św. Maksymiliana na wrocławskim Gądowie ławki w kaplicy adoracji są już zajęte. Czasem trudno znaleźć kawałek miejsca. Codziennie grupa ludzi przychodzi tutaj, przed Najświętszy Sakrament i w Godzinie Miłosierdzia patrzą na Niego, a On patrzy na nich. O innych porach dnia zawsze ktoś jest. Wiem, że panie czuwają, aby Jezus nie zostawał sam. Wychodzą dopiero wtedy, gdy w kaplicy pojawi się ktoś inny. Wiele osób praktykuje systematyczną adorację eucharystyczną. Przechodząc przez pl. Dominikański we Wrocławiu, obok kościoła Paulinów na św. Antoniego, przez ul. Sudecką, Kruczą wstępują do kaplicy adoracji, siadają w ławce i nic nie robią. Patrząc na nich z boku, można pomyśleć, że tracą czas. Mogliby wrócić wcześniej do domu. Mogliby wyjść później do pracy. Mogliby przez kwadrans przeczytać kilka stron pobożnej lektury, a jednak wybierają spotkanie z ukrytym i niewidzialnym Bogiem w Eucharystii. Czy to coś daje? Hans Urs von Balthasar, jeden z największych teologów naszych czasów i zarazem człowiek kontemplacji tłumaczy, że sekret adoracji należy do Boga, a nie do nas.
- Jak często przychodzi pani do tej kaplicy? - pytam ubraną w granatowy płaszcz starszą panią pod gądowskim kościołem.
- Codziennie - mówi.
- Ale dlaczego?
- Bo mam Mu tyle do powiedzenia...
Dlaczego warto?
Wielu kapłanów zaświadcza, że od kiedy tylko ustanowili w swych parafiach nieustanną adorację, to wszystko zaczęło się zmieniać. Zmalała ilość przestępstw i rozbojów. Szatan wyrzucany jest z każdego miejsca, gdzie adoruje się nieustannie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Trzeba wreszcie uwierzyć w to, że Jezus w hostii jest Panem, który wyrzuca demony i działa z mocą oraz skutecznością nieskończenie większą niż wszystkie siły bezpieczeństwa na ziemi.
Słodkie owoce krótkich spotkań
Pierwszym owocem adoracji jest najpierw wzrost nadprzyrodzonej wiary. Aby adorować, trzeba czynić akty wiary. Nie czujemy Jego obecności, nie widzimy Go. Aby adorować biały, okrągły kawałek chleba, trzeba naprawdę oprzeć się na słowie Chrystusa, które jest prawdą i nie oszukuje nas mówiąc: To jest Ciało Moje. Potem dzieją się cuda - słodkie owoce tych cichych spotkań. Matka Teresa wielokrotnie świadczyła o przedziwnej mocy adoracji: Jeśli pragniecie mieć nowe powołania do waszych wspólnot - mówiła - to ustanówcie codzienną adorację. Od kiedy uczyniły to Misjonarki Miłości, ilość powołań podwoiła się. Ale nie zawsze jest na to zgoda i chęci. Tłumaczymy się trudnościami lokalowymi: kościół zbyt mały, brak dodatkowych zabezpieczeń dla Najświętszego Sakramentu, ludzi to nie interesuje, nie mają potrzeby itd. Chrystus, choć zostawił się nam w chlebie, jest tak bardzo od nas zależny, że nie może sam wyjść w Eucharystii do ludzi, jeśli Go nie wyniesie kapłan. Mówimy o trudnościach duszpasterskich, narzekamy na rozwody, rozbite rodziny, brak powołań, kłopoty z młodzieżą, na brak zaangażowania parafian. A może ratunek jest w zasięgu ręki? Może częstsza, stała adoracja Najświętszego Sakramentu w parafiach to sposób na panoszące się jak u siebie zło i słabość ducha?
Król Paryża
Hostia nigdy nie była chciana i rozumiana. A jednak we Francji, w okresie Oświecenia, szerzącego niechęć dla wiary, ruch eucharystycznej adoracji obejmował coraz więcej kościołów i parafii. Św. Alfons Liguori zarządził na terenie swej diecezji wystawienie Najświętszego Sakramentu każdego wieczora. Później, kiedy św. Małgorzacie Marii Alacoque objawił się Jezus, wskazał właśnie na swe Serce gorejące nieskończoną miłością. To Jezus nauczył ją odprawiania „godziny świętej”, polegającej na wynagradzającej adoracji w nocy z czwartku na piątek. W tym samym duchu miłości wzniesiono w sto lat później Bazylikę Najświętszego Serca Jezusowego na paryskim wzgórzu Montmartre. Dzień i noc, nieprzerwanie od 1885 r., trwa w niej do dziś eucharystyczna adoracja Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Nad Paryżem, miastem kontrastów, tyglem kultur, w najwyższej z kopuł, bo na wysokości 79 metrów, w olbrzymiej monstrancji bieli się hostia - żywy Bóg. Po wieży Eiffla to Chrystus jest najwyższym fizycznie punktem w mieście.
On nie ma telefonu
Te spotkania adoracyjne mogą nam się wydawać zupełnie bez sensu. Jednak dzwonimy do przyjaciół, daleko mieszkających rodziców. Opowiadamy im o naszej pracy, problemach ze zdrowiem, o sukcesach, dzieciach, złym szefie i nowych meblach. Wykupujemy specjalne pakiety, aby taniej, więcej, dłużej mówić. O czym opowiadamy Bogu? Czy w czasie jednej niedzielnej Mszy, rozproszeni i znudzeni, jesteśmy w stanie o czymś Mu powiedzieć? Omówić z Nim ważne sprawy? Bóg nie ma telefonu, a Jego tęsknota za nami jest większa niż każdego z ludzkich przyjaciół. Czy adoracja, to krótkie zatrzymanie przed Nim, oczekującym, nie jest dobrym i przystępnym sposobem, aby Go naprawdę spotkać?
Na czym to polega, skoro On milczy?
Kontemplować, to intuicyjnie skupiać się na rzeczywistości Bożej - mówi o. Cantalamessa - i radować się jej obecnością. Są tutaj zawsze dwa spojrzenia, które się spotykają: nasze spojrzenie na Boga i Boże spojrzenie na nas. Jeśli czasem nasze spojrzenie obniża się i słabnie, to jednak nigdy nie słabnie Boże spojrzenie. Kontemplacja eucharystyczna sprowadza się niekiedy po prostu do towarzyszenia Jezusowi, do pozostawania w zasięgu Jego spojrzenia, dając także Jemu radość kontemplowania nas, bo chociaż stworzenia nic nie znaczące i grzeszne, to jednak jesteśmy owocem Jego Męki, tymi, za których On oddał życie - tłumaczy. Jest w adoracji tajemnica spotkania z Bogiem. I dla każdego człowieka to spotkanie jest inne. W każdym sercu Bóg objawia się inaczej.
Oczy zakochanych
Zakochani siedzą na sofie, na podłodze w kącie pokoju, na ławce w parku i często nic nie robią, tylko patrzą w swoje oczy. Znamy zresztą takie powiedzenie: Czy widziałeś, jak on na nią patrzy? I wiemy, że to znaczy, że pokochał. Adoracja jest takim patrzeniem dwojga zakochanych. Jednego - do szaleństwa, aż po krzyż. I drugiego, który nawet jeśli jeszcze nie umie kochać, to przynajmniej pozwala na siebie patrzeć. Adoracja jest nie tylko wystawieniem Najświętszego Sakramentu. Ona jest też wystawieniem całego człowieka na spojrzenie Boga. Czy spojrzenie Kogoś, kto tak kocha, nie koi wszystkich bolączek? Nie leczy wszystkich zranień?
Wielkopostne rozmowy
Mały chłopiec, ciągnąc za rękaw próbująca się modlić kobietę, pytał: - Mamusiu, a czy temu Panu Bogu to nie jest zimno w tym złotym domku? - A czy temu Panu Bogu, który tak kocha, że dał się za nas zabić, to nie jest smutno czekać na człowieka w pustych kościołach, w tylu tabernakulach świata? - moglibyśmy spytać dziś, na progu Wielkiego Postu.
Jeśli jeszcze nigdy nie próbowałeś spotykać się z Panem Bogiem w adoracji. Jeśli monstrancja i hostia kojarzą ci się tylko z procesjami Bożego Ciała, to ta propozycja jest dla ciebie: przyjdź, niekoniecznie od razu codziennie, niekoniecznie na godzinę, niekoniecznie z dobrym humorem. Przyjdź taki, jakim jesteś. Jutro po pracy. Albo rano, zatrzymując się przed mijanym po drodze kościołem. Wejdź do środka. Uklęknij przed tabernakulum i patrząc we własne serce powiedz: On patrzy na mnie teraz. A ja znów pokłóciłem się z żoną, zapomniałem zapłacić rachunki, nie dam rady z terminami w pracy, dzieci mnie złoszczą, nie mam dla nich cierpliwości. Źle mi, trudno, ale On patrzy na mnie. I takiego mnie chce. Teraz.